Rewolwer Smith & Wesson 686 Plus

26-11-2018

Wielu strzelców amerykańskich pytanych jaką broń by wybrali, gdyby mogli mieć tylko jedną – odpowiada: rewolwer Smith & Wesson 686. W naszych warunkach prawdopodobnie odpowiedź by brzmiała – Glock, przynajmniej do niedawna. Wielu go ma, żyje z nim długo i szczęśliwie umilając sobie czas drobnym lecz wielce satysfakcjonującym tuningiem. I to wystarcza. Nie jestem bezkrytycznym fanem rewolwerów. Jako broń EDC wybieram niewielką czterdziestkępiątkę. Jednak... gdybym musiał zabrać coś ze sobą w bardzo niepewne okoliczności – wybrałbym 686 .357 Magnum z krótką lufą i trzy pudełka amunicji...

Plus w nazwie modelu 686 określa dodanie jednej komory nabojowej, bez zmiany średnicy bębna w stosunku do tradycyjnych rozwiązań. 7 naboi to taka sama pojemność, jak klasycznego Colta 1911, a to już wiele znaczy, przez sto lat wystarczało... Tym bardziej, że w bębnie możemy mieć potężną amunicję .357 Magnum o nieco większej sile obalającej od .45 ACP (zgodnie z wynikami prób Strasburskich). Kryterium skuteczności jest w wypadku tego rodzaju broni absolutnym priorytetem.

 

 

S&W 686 jest jednak wyborem racjonalnym, potwierdzonym bardzo poważnymi argumentami doświadczonych praktyków. Został wprowadzony na rynek w roku 1980 i zastąpił model 586. W wersji podstawowej jest wykonany w całości z lekko szczotkowanej stali nierdzewnej, bez specjalnych wykończeń powierzchni. W tym 686 wszystko jest podporządkowane bezproblemowej użyteczności. Gładka stal łatwo się czyści i nie przeszkadzają jej jakiekolwiek zarysowania. 686 jest po prostu pięciolitrowym pickupem przeznaczonym do bardzo różnych i bardzo ciężkich zadań.

 

 

Jest kilka cech rewolweru 686, które bezpośrednio warunkują jego wszechstronność i przydatność w każdych warunkach. Po pierwsze: amunicja – wszystko, co pasuje do komory nabojowej i ma mniej więcej właściwą średnicę – wyleci z lufy... lepiej lub gorzej. To nie jest żart. Rama L 686 wytrzyma prawie wszystko, w dowolnej ilości. Na świecie powszechna jest praktyka elaboracji amunicji rewolwerowej i dostosowywania jej do konkretnych zadań. Inna energia potrzebna jest do strzelania w blachę na kilkanaście metrów, inna do polowania. Są wersje 686 hunting z lufami nawet 8¾” przeznaczone na całkiem grubego zwierza i krótkie, znacznie częściej używane, noszone dla własnego bezpieczeństwa podczas tropienia postrzałków. Pamiętajmy również, że amunicja .357 Magnum jest powszechna w karabinach systemu lever action, w których nikt nie kwestionuje jej skuteczności.

 

 

 

 

Drugą, istotną i powszechnie uznaną cechą, jest odporność rewolwerów na wadliwą amunicję. Nie istnieje pojęcie zacięcia – wystarczy drugi raz nacisnąć język spustowy. Awarie zdarzają się niezwykle rzadko. Trzeba naprawdę bardzo zaniedbać broń, żeby do tego doprowadzić. Warto jednak wiedzieć, że wszystko to, co siedzi w środku rewolweru jest znacznie bardziej precyzyjne i skomplikowane od mechaniki normalnego pistoletu. Standardowo, dla poprawnego funkcjonowania rewolweru musimy dbać o dwie rzeczy: czoło bębna i tylny płask lufy (żeby nie zablokować obrotu) i czystość komór nabojowych, szczególnie, kiedy strzelamy zamiennie amunicją .357 Magnum i .38 Special.

 

 

Trzecią, w mojej opinii najważniejszą sprawą, jest tolerancja rewolweru na tzw. „dziewczęce trzymanie” broni. Miękki nadgarstek, strzelanie z trudnych, wymuszonych pozycji bez poprawnego zablokowania odrzutu pistoletu – najprawdopodobniej spowoduje zacięcie łuski (zamek nie cofnie się wystarczająco) i w konsekwencji – konieczność usunięcia awarii w sytuacji krytycznej. Rewolwer strzeli zawsze i nas nie zawiedzie. S&W 686 Plus zrobi to siedem razy. Źle trzymany – kopnie. Nie będzie to dla nas przyjemne, ale pocisk poleci tam, gdzie chcemy.

 

 

 

 

Co może zniechęcać do rewolwerów? Masa – nieunikniona ze względu na konieczność osiągnięcia odpowiedniej wytrzymałości szkieletu, ale do pewnego stopnia kompensująca nieunikniony odrzut. Wielkość – od XIX wieku były i są nadal produkowane rewolwery zupełnie małe. Kwestia wyboru. Pojemność bębna i trudność przeładowania, z czym (przy pomocy moonclipsów i speedloaderów) możemy sobie świetnie poradzić – wymaga to tylko odrobiny wprawy. Pozostaje pytanie: czy szykujemy się na dwugodzinną wymianę ognia, czy potrzebna nam broń, z której będziemy musieli strzelić (zgodnie z zasadą) trzy razy. Pozostaje sprawa najważniejsza – archaiczność konstrukcji, jej nienowoczesność i nieadekwatność do współczesnej mody... To już jest poważny problem...

 

 

Moim zdaniem, Smith & Wesson 686 Plus powinien leżeć w każdej szafie ze sporym zapasem amunicji .357 Magnum, a my powinniśmy umieć się nim sprawnie posługiwać. Powinien też towarzyszyć nam w najtrudniejszych, przewidywalnych sytuacjach (w odróżnieniu od broni EDC). Bez względu na swoją lekką pękatość i masę 1070 g z amunicją.

MJM