Sig Sauer P320 Compact LIMA

17-06-2019

Ciekawie jest być świadkiem rozwoju koncepcji i obserwować jej efekty produkcyjne. Tym bardziej, że nie mówimy o wielkich, trwających wiele lat projektach badawczo-rozwojowych, których wynikiem są działające prototypy ze świetną perspektywą... dalszego rozwoju. Do tego przywykliśmy w naszej rzeczywistości. Program Sig Sauer Modular Handgun System działa, pęcznieje, powoli nabiera kolorów i zaczyna świecić. Zamienia się w setki tysięcy wyprodukowanych, sprawdzonych i co zaskakujące – doskonale strzelających pistoletów P 320. Są proste, plastikowe, relatywnie tanie, z łatwo dostępną masą opcji zasadniczo zmieniających cechy użytkowe lub tylko poprawiających ergonomię w relacji z konkretnym strzelcem.

 

Program XM17 MHS ma swoje potknięcia i drobne „przymulenia”, to jest nieuniknione. Mnie fascynuje coś innego – gigantyczny wkład intelektualny projektantów w rozwój i łatwość przełożenia rysunku z monitora na skuteczną broń dla zdefiniowanego odbiorcy. Wyobraźmy sobie designera Siga. Budzi się rano i kombinuje – po diabła dokręcać laser do szyny. Grube to, nie zawsze dobrze się uruchamia, przestaje pasować do kabur, a co najważniejsze nie jest nasze i kto inny na tym zarabia... Idzie do roboty, do komputera, rysuje i proces rusza. „Następnego dnia” mają wielkoseryjną produkcję, a my szkielet LIMA na półkach. Istotą programu jest kompatybilność każdego nowego elementu z tym, co już klienci mają. Łatwa wymiana, mniejsze koszty, nowa wartość i nowy potencjał użytkowy. A w efekcie Sig powiększa grono lojalnych strzelców. Wydaje się proste. Jednak do tego konieczny jest jeden, często bardzo trudny do spełnienia warunek – trzeba myśleć.

 

 

Do zamka i urządzenia spustowego pistoletu P 320 Compact dołożono nowy szkielet LIMA 5 Laser Grip Module. Jest to zupełnie nowy projekt. Dość zasadnicze zmiany wynikają z konieczności wmontowania urządzenia laserowego w miejscu szyny montażowej, znalezienia miejsca na sporą baterię i dobrego usytuowania przycisku aktywującego.

Zacznijmy od przycisku. Umieszczono go w chwycie tuż pod kabłąkiem spustu. Miejsce idealne, ponieważ bez względu na różne wymuszone sytuacje i wielkość dłoni, środkowy palec zawsze musi tam być – na nim spoczywa cała masa pistoletu. Włącznik jest chwilowy, laser działa tylko w momencie naciśnięcia. Zwolnienie nacisku – wyłącza promień. Przycisk ma minimalny skok, jest delikatny, osłonięty gumowym bąblem. Wobec różnych koncepcji, z którymi miałem do czynienia, ta wydaje się nad wyraz racjonalna.

Gniazdo baterii. Miejsce baterii najbardziej wpłynęło na zmianę profilu chwytu. W LIMA jest znacznie szerszy w podstawie od standardu. Lekko przypomina klasyczny chwyt rewolwerowy. Tuż przy stopce magazynka znajduje się duża, wygodna do obsługi nakrętka zamykająca i dociskająca baterię.

Laser. Jest sporym urządzeniem emitującym mocny jasny punkt w kolorze czerwonym lub zielonym z łatwą regulacją z prawej strony broni. Jak Sig wszystko połączył w środku – nie wiem, ale dla nas nie ma to żadnego znaczenia. Nic nie wisi i nie wystaje. Rodzi się natomiast podstawowe pytanie: dlaczego cały układ jest taki duży w czasach, gdy lasery mieszczą się w płaskiej okładce chwytu? Odpowiedź jest prosta: SIG Sauer P 320 Compact LIMA jest pistoletem przeznaczonym do ciężkiej pracy ze wskazaniem na zastosowania służbowe i ochronę osobistą. Musi być niezawodny, odporny na warunki zewnętrzne, wstrząsy i intensywną eksploatację. Duża bateria gwarantuje ponad rok zasilania, chociaż trudno określić, jak to policzono (czasem, strzałami czy permanentnym świeceniem).

Są dwa problemy, które warto wziąć pod uwagę decydując się na posiadanie P 320 C LIMA. Pierwszy, to kwestia dopasowania lub kupienia kabury. Przycisk aktywacji lasera wypada tam, gdzie często jest krawędź i oparcie pistoletu. Można to podciąć lub trochę inaczej uformować, ale nie zawsze się uda. Drugi jest znacznie poważniejszy. Laser jest uruchamiany zawsze, nie można go aktywować, kiedy uznajemy, że jest potrzebny i wyłączyć, gdy go nie chcemy. Można tylko wyjąć baterię. Wynika to z konkretnego założenia – doktryny szkoleń – ćwiczę z tym, czego będę używał w realnych sytuacjach. Jeśli trenujemy z punktem lasera, nabieramy konkretnych nawyków, różnych od strzelania z kolimatorem i tym bardziej ze stałymi przyrządami celowniczymi. Jest to rozwiązanie celowe, korzystne, ale zobowiązujące i determinujące naszą pracę z bronią. Oczywiście, jeśli chcemy wziąć udział w zawodach na 25 m, wyjmujemy baterię i do dyspozycji mamy dobre SIGLITE Night Sights.

Na marginesie, przypomina mi się tragiczna historia polskiego Wista. To było bardzo dawno. Też miał opcjonalny szkielet zintegrowany z laserem i szkielet standardowy. Gdyby nie nasz klimat, to być może dzisiaj sprzedawalibyśmy licencję osiemnastej generacji Wistów Sigowi. Być może... ale to bardzo mało prawdopodobne.

MJM